Nazwa "Poznań Główny City Center", zaproponowana przez spółkę Trigranit, inwestującą w kompleks handlowy, mający powstać na terenie Dworca Głównego, wciąż budzi emocje. Głos zabrał prezydent Grobelny, a odpowiedział mu Jacek Przyśluga, z zarządu PKP SA.
W piątek na swoim blogu Ryszard Grobelny opisał swoją argumentację, odmawiającą inwestorowi nadania kompleksowi nazwy "Poznań Główny City Center". Przeniósł tym wpisem dyskusję na temat tej nazwy na inny teren. Zastrzeżeń prezydenta nie budzi "stjupid ajdija" nadawania dworcowi angielskiej nazwy, ani uczynienie takim performatywem nazewniczym w Poznaniu nie-miejsca. Ważne jest co innego:
- wykorzystywanie markowego słowa Poznań:
wnioskodawca nie dostarczył potwierdzenia dotychczasowej lub planowanej działalności na rzecz społeczeństwa miasta, z uwzględnieniem działalności charytatywnej. Jest to bardzo ważne, gdyż nazwa Poznań może być wykorzystywana w celach komercyjnych, tylko jeśli Miasto ma z tego korzyść- oraz nazywanie centrum czegoś, co nim nie jest:
Dla mnie jednak kluczowe znaczenie miała próba nieuprawnionego zawłaszczenia nazwy „City Center” dla miejsca, które w rzeczywistości centrum miasta nie jest (może kiedyś będzie, ale tego jeszcze dziś nie wiadomo). Ono, w świadomości mieszkańców, najczęściej ogranicza się do poznańskiego Starego Rynku, czasem rozszerzając się o teren śródmiejski.
centrum nie powstaje poprzez nazwanie go „center”. Powstaje, bo oferując określone funkcje, przyciąga do siebie ludzi. Dobra nazwa może mu w tym pomóc. Może też zaszkodzić. W przypadku „Poznań Główny City Center” – raczej szkodzi.Po tym wpisie prezydent sporo zyskał. Nie często widzi się bowiem, by tak otwarcie bronił politycznej idei miasta jako tworu obywatelskiego - bo właśnie to robi pisząc, że centrum "powstaje, bo oferując określone funkcje, przyciąga do siebie ludzi". Można to oczywiście odwrócić i powiedzieć, że centrum tworzą przyciągający się ludzie, oferując sobie określone funkcje. Niemniej jednak po raz kolejny mówić można o skorzystaniu przez prezydenta z wiedzy, wypracowanej w środowisku stowarzyszenia My-Poznaniacy.
Trochę zastrzeżeń budzić może jednak zastosowanie przez prezydenta języka korzyści w imię ochrony marki "Poznań". Idea tu uruchomiona ma konotacje ściśle konsumenckie - nie będziesz se jeden z drugim używać imienia Poznań na daremno, jeśli się nie wykupisz. Sprowadza się to do zabiegu czysto formalnego - następnym razem we wniosku pojawią się na pół fikcyjne zapiski o "planowanej działalności na rzecz społeczeństwa miasta, z uwzględnieniem działalności charytatywnej". Nie ma się raczej co oszukiwać - Grobelny dba o mieszkańców i ich przestrzeń dyskursywną (bo o niej przede wszystkim mowa), dbając o miejski biznes. I z tej pozycji można bronić takich mieszczańskich cnót, jak swojska nazwa dworca.
Jacek Przyśluga, członek zarządu PKP SA do spraw rewitalizacji dworców, odpowiada więc za pomocą innej retoryki (przywołuję całość jego artykułu "Dworzec to nie centrum, mówi Grobelny" z serwisu dworzecpolski.pl):
Prezydent Poznania nie wyraził zgody na używanie nazwy miasta do celów komercyjnych w przypadku galerii dworcowej Poznań Główny City Center. Uznał, że inwestor w sposób nieuprawniony „zawłaszczył zwrot City Center dla miejsca, które w rzeczywistości centrum miasta nie jest”.Przyśluga pisze trafie: "nie przekonuje mnie w tym kontekście etymologia „plazy”, bo nazwa pasuje w Wielkopolsce jak pięść do nosa, niemal tak samo jak „center” do centrum Poznania". Najwidoczniej Plaza, którą również da się zaliczyć do nie-miejsc (współcześnie nie ma nic wspólnego z etymologicznym placem), świadczy mieszkańcom Poznania usługi charytatywne...
Nie jestem miłośnikiem nowej nazwy galerii, przy której istnieć będzie nasz dworzec, choć rozumiem postawę Trigranitu, który wszystkie swoje centra handlowe w Europie nazywa przy użyciu tego przyrostka. Ale zdumiewa mnie fakt, że prezydent Ryszard Grobelny tłumacząc tę sprawę na swoim blogu, sięga po argumenty tak miałkie, że aż niegodne jego urzędu.
Po pierwsze – władze miasta zgodziły się na nazwę „Poznań Plaza”, która określa najzwyklejszą galerię handlową. Nie wiem czy słowo „plaza” jest głupsze od słowa „center”, ale idąc śladem rozumowania prezydenta należałoby odesłać inwestorów z galerii na Piątkowie do Mielna, letniej dzielnicy Poznania. Niechby tam ulokowali swoją „plazę”. I nie przekonuje mnie w tym kontekście etymologia „plazy”, bo nazwa pasuje w Wielkopolsce jak pięść do nosa, niemal tak samo jak „center” do centrum Poznania. Ale nad „Poznań Plaza” Ryszard Grobelny łzy na blogu nie uronił.
Po drugie, pisząc, iż nie ma od inwestora „potwierdzenia dotychczasowej lub planowanej działalności na rzecz społeczeństwa miasta, z uwzględnieniem działalności charytatywnej” Ryszard Grobelny zdaje się zapominać, iż częścią inwestycji wartej 160 milionów euro będzie główny dworzec kolejowy w mieście, co samo w sobie jest „działalnością na rzecz miasta”. Mielibyśmy jeszcze ją w jakiś specjalny sposób potwierdzać? Postawić pomnik Grobelnemu, żeby dostrzegł na rzecz czyjego dobra działamy? Mielibyśmy prosić – pozwólcie nam pozostać w Waszym Wspaniałym Mieście? Czy nie wystarczy, że porządkujemy gigantyczną przestrzeń, że ładujemy w infrastrukturę Poznania dziesiątki milionów złotych? O ścieżkach rowerowych jako odrębnym zobowiązaniu Trigranitu nie wspomnę.
Po trzecie, Grobelny nie zauważa, że kwestionując centralne położenie dworca głównego, a co za tym idzie przyległej doń galerii handlowej, przyznaje się do osobistej porażki: widać po jakości utrzymania Placu Dworcowego i samej ulicy Dworcowej (należących do samorządu!), że władze traktują je jak peryferia: Poznań Zadupie, a nie samo centrum.
Symboliczną wizytówką miasta są w mniemaniu prezydenta wyłącznie koziołki i Stary Rynek, a ostatnio także stadion. Gdyby Ryszard Grobelny wyjrzał na chwilę z poznańskiej konserwy, dostrzegłby, iż jego „city center” dla ogromnej grupy ludzi zaczyna się właśnie na placu przed dworcem. Gdyby odważył się sięgnąć po bardziej dalekosiężną wizję niż kształt trawnika wokół bramek na boisku Lecha, widziałby efekt końcowy naszej inwestycji: pozostawiając w podświadomości turysty ślad owego zmodernizowanego „Poznań Główny City Center” jako zbioru nowoczesnej, uporządkowanej przestrzeni publiczno-komercyjnej, działamy na korzyść wizerunku stolicy Wielkopolski, a nie jemu na przekór. Tak zapamiętają Poznań, jakie będzie ich pierwsze i ostatnie wrażenie. Dziś to „city center” ma kształt zapyziałego parkingu, starych bud handlowych pod Mostem Dworcowym i wypełnionej dziurami ulicy Dworcowej. I tak jest super! Ten klimat jest poprawny, o nim na blogu nie dyskutujmy – zdaje się mówić prezydent – weźmy się lepiej za nazwy, uporządkujmy je, a potem dopiero przyjdzie czas na całą resztę.
W związku z tym upominam się, by prezydent zlikwidował poznańską Maltę. Albo wpierw wystąpił do władz Republiki Malty z prośbą o zgodę na wykorzystywanie tej nazwy jako oznaczenia hektarów błotnistego jeziora i martwych trawników, które je okalają. Taka to Malta, jak piątkowska Plaza i jak nasze Center.
PS. Mówiąc już oficjalnie: czy możemy liczyć na zgodę Pana Prezydenta w kwestii używania nazwy Poznań Główny jako określenia komercyjnego dworca kolejowego, czy też mamy przedstawić program naszej działalności na rzecz miasta, z „włączeniem projektów o charakterze charytatywnym”, na przykład sprzątanie po bezdomnych, którzy nie mogą liczyć na pomoc samorządu? I czy możemy liczyć na wzajemność – że jeśli my zrobimy dworzec, to Pan Prezydent zainwestuje w odnowę Placu Dworcowego i ulicy Dworcowej? Bylibyśmy zobowiązani…
Przyśluga pisze, iż sama inwestycja kompleksu dworcowego jest stricte "działalnością na rzecz miasta". Hmm... Że niby inwestor mógł zbudować samą galerię bez dworca? Przecież obecność dworca przy galerii przyniesie takie zyski, że nie może być mowy o działalności społecznej czy charytatywnej...
Trzecią sprawą jest dylemat, czy nazywać centrum coś, co na razie jest "zadupiem". Jacek Przyśluga celnie trafia w miejską politykę, zwracając uwagę na to, że ona jedynie podąża za stanem faktycznym niż pozwala go kreować.
W wyniku powstałej wymiany zdań można zadać kilka pytań i wyciągnąć pewne wnioski. Czy jest sens budować nowe centrum tam, gdzie go nie ma? Czy można nazywać centrum coś, co do niego aspiruje, ale na razie nie spełnia jego wymogów? Prezydent Grobelny z pewnością zgodziłby się na nazwanie okolic dworca centrum, jeżeli ten fakt potwierdzałyby badania urbanistów miejskich. Na razie brakuje mu politycznej wizji rozwoju miasta, więc jest za zachowaniem status quo. Zgoda na powstanie wielkiego kompleksu dworcowo-handlowego jednak ową wizję pokazuje. Należy teraz solidnie przedyskutować jej konsekwencje.
Nie ma to jednak nic wspólnego z nazwą "Poznań Główny City Center" - pomysł ten liczy się o tyle, że wymusił na prezydencie refleksję polityczną. Czas zrobić kolejny krok, a nie tkwić w politycznym nie-miejscu.
0 komentarze:
Prześlij komentarz